Wczorajszy ruch Grzegorza Schetyny z Kazimierzem Ujazdowskim wywołał lawinę komentarzy. Bardzo różnych komentarzy. Od pozytywnych do bardzo negatywnych. Dogódź tu Polakom. Tyle zdań, ile wyborców. Jak Schetyna siedzi schowany – źle. Jak coś zrobi – też źle. Jak nie obrywa od jednych, to obrywa od drugich. Taki los przewodniczącego, można powiedzieć. A ja się zastanawiam, co z tym Schetyną ludzie mają – niby taki kiepski, ale wszyscy na niego patrzą jak na zbawienie. A to przecież tylko człowiek jest, ze swoimi wadami i zaletami, jak każdy z nas. Więc dajmy mu pracować po prostu.
Jak rozumiem plan Schetyny.
Denerwuje mnie, mówiąc szczerze, to ciągłe narzekanie na szefa PO i żądanie, aby podał się do dymisji. Bo to absurdalne jest i niespójne. Ci, którzy tak mocno naciskają, aby oddał ster partii w inne ręce, jednocześnie nie godzą się z atakami na sędziów Sądu Najwyższego w kwestii skracania im kadencji. Więc co jest? Sędziom nie można skrócić kadencji, ale Schetynie już tak? Powtarzałem to wielokrotnie, został wybrany na 4 lata, ma pełne prawo je dokończyć! I nie mają tu nic do rzeczy jakieś osobiste sympatie, czy ich brak, tylko zwykła przyzwoitość i normalne standardy. Żaden z nas nie chciałby przecież zostać zwolniony z jakiegoś zadania przed upływem czasu, na który się umówił, żeby go wykonać. Ale Schetyna ma być z tej umowy zwolniony. A najczęściej mówią tak ludzie, którzy deklarują swoje liberalne poglądy. Czasem nawet głęboko liberalne, jak twierdzą. Jaki ma to związek z liberalizmem? Nie wiem, ale do tego jeszcze wrócimy.
Ruch z Kazimierzem Ujazdowskim uważam za dobry. Nie mam jeszcze wyrobionego zdania co do wystawienia go na kandydata do prezydentury Wrocławia, tu pokaże czas i w jego konsekwencji – Wrocławianie, ale ogólnie twierdzę, że to dobre posunięcie. Schetyna od dawna mówi o budowaniu jak najszerszego frontu anty-pis. Wielokrotnie też powtarzał, że ma na myśli różne ugrupowania, siły polityczne i ruchy obywatelskie od liberalnego lewa, przez środek, po liberalne prawo. Idea jak najbardziej słuszna, bo wiadomo nie od dzisiaj, że: 1) nie da się pokonać PiSu będąc podzielonym, 2) duża rola to i szansa dla samej Platformy, ale też i Nowoczesnej, 3) nie ma realnych szans na jakąś nową partię, która zdominowałaby scenę polityczną na tyle, aby pokonać obóz prawicowy. Myślę, że co do tych trzech punktów sporu nie ma, zakładając oczywiście, że realnie patrzymy na rzeczywistość.
Idąc tym tokiem rozumowania, uważam, że obie wiodące partie opozycyjne, mają w tym dziele dużą rolę do odegrania. Platforma w obszarze liberalizmu konserwatywnego a Nowoczesna w obszarze liberalizmu lewicowego. Obszarem stycznym dla obu tych partii winno być to co łączy, czyli liberalne centrum, zarówno w sferze gospodarczej jak i światopoglądowej. Gdy przyjrzymy się bowiem programom obu partii, to w wielu elementach są one bardzo zbieżne, różnią się jedynie szczegółami, odróżniającymi oba te ugrupowania od siebie, co jest rzeczą oczywistą, bo każde z nich musi się czymś odróżniać, aby wyborcy nie ogłupieli. Nadrzędną ideą na dzień dzisiejszy powinno być hasło: szukajmy tego, co nas łączy i na tym się skupiajmy. Nie ma innej alternatywy, chyba że mamy w Polsce co dwa-trzy lata budować nową partię. Ale to chyba jest atrakcyjne tylko dla masochistów.
Aby pokonać PiS trzeba powyciągać z prawej strony co cenniejsze i dobrze rokujące jednostki, aby możliwie jak najbardziej osłabić obóz prawicowy. Pamiętajmy, że cichym sprzymierzeńcem PiS jest i będzie Kukiz’15, co jest tak oczywiste, jak to, że po nocy wstaje dzień. Zatem ktoś musi te co normalniejsze jednostki przyciągnąć na stronę Opozycji. A z prawej strony może zrobić to wyłącznie Platforma i tak też rozumiem różne działania Schetyny skierowane w tamtą część sceny politycznej. Podobne zadanie, moim zdaniem, powinna wykonać Nowoczesna, przyciągając do siebie ruchy obywatelskie, kobiece i środowisko Barbary Nowackiej, bo te ugrupowania i ruchy są bardziej zachowawcze względem PO, niż względem N. Tu zresztą upatruję wielką szansę dla partii Lubnauer w odzyskaniu poparcia, którego tak bardzo brak nie tylko samej partii, ale także Opozycji in extenso. Osobiście wolę więc Ujazdowskiego, niż Gowina, który zawsze jasno artykułował swoje przekonania dotyczące zamachu na praworządność w Polsce. I ani za tym nie głosował, ani się nie cieszył.
Liberałowie nie mają na kogo głosować.
Te nawoływania słyszę bardzo często. Jedni mówią: Platforma nie jest w ogóle liberalna, jest konserwatywna jak PiS. Drudzy mówią: Nowoczesna nie jest liberalna tylko socjalna jak PiS. Tak mniej więcej to brzmi. Jakimś cudem część elektoratu, nazwijmy go na razie, liberalnym, żąda ciągle od Platformy, aby była liberalna światopoglądowo a od Nowoczesnej, by była bardziej liberalna gospodarczo, bo zbyt często spogląda na wolnościową lewicę. Nie rozumiem tego. Platforma od samych swoich początków była światopoglądowo umiarkowana, stąd wśród trzech tenorów był Płażyński i umiarkowanie lewicowa, stąd Olechowski. Tusk reprezentował środowisko KLD. Platforma ma zatem takie, a nie inne korzenie, i ciągłe naciski na nią, aby nagle stała się lewicowa, to kompletne pomylenie pojęć. Platforma była, jest i będzie liberalno-konserwatywna. Podobne narzekania dotyczą Nowoczesnej, na którą “liberałowie” nie będą głosować, bo jest tam Petru, którego uważają za dużego chłopca. Więc powtarzają bez końca: “my, liberałowie, nie mamy na kogo głosować”, albo “znowu mamy głosować na mniejsze zło”.
To, uważam, wynika z dość istotnego niezrozumienia czym w istocie jest liberalizm. Zacznijmy od tego, że liberalizm ma wiele nurtów. Jest liberalizm lewicowy, twardy, umiarkowany i konserwatywny. Tym, którzy uważają i mówią (oraz piszą), że liberalizm konserwatywny to brak poglądów lub że to oksymoron, odsyłam do amerykańskiego konserwatyzmu wolnościowego lub liberalnego, bazującego na myślach Johna Locke’a, Edmunda Burke’a czy Alexisa de Tocqueville’a. Liberalizm konserwatywny jest i istnieje jako połączenie umiarkowanego liberalizmu w gospodarce z tradycją światopoglądową. Taka dokładnie jest Platforma i żądać od niej, aby się zmieniła, to nonsens. Większości zaś wydaje się, że bycie liberałem sprowadza się tylko do kwestii światopoglądowych. Niestety, rozczaruję Państwa. Jeśli ktoś chce być liberałem w tych kwestiach, musi też akceptować liberalizm gospodarczy, oparty na całkowicie wolnym rynku, pełnej prywatyzacji wszystkiego, co tylko da się sprywatyzować oraz na minimalnej roli państwa, która sprowadza się jedynie do spraw obronności. Wszystko inne – prywatne! Tego właśnie chcą ci wszyscy, którzy psioczą na PO lub N, że nie są liberalne? A może chodzi tylko o liberalizm światopoglądowy, a gospodarczy to już nie, bo jak to tak, wszystko prywatne? Ok, ale wtedy nie mówimy o liberalizmie, tylko o socjal-demokracji, a w Polsce jest już taka partia i nazywa się SLD. Można tam umieścić swój głos.
Czym zatem jest czysty liberalizm we współczesnym świecie i co najważniejsze – czy da się go zaimplementować społecznie, na tyle mocno, aby można było zdobyć większość potrzebną do rządzenia? Bo przecież nadrzędną cechą polityki jest zdobycie władzy i realizowanie programu, za którym opowie się większość narodu. Inaczej możemy jedynie mówić o czystym teoretyzowaniu lub mówiąc inaczej – o zwykłym ględzeniu lub narzekaniu dla samego narzekania. Kto, spośród tych wszystkich zdeklarowanych liberałów, opowie się za ideami Adama Smitha, Johna Milla czy współczesnych neoliberałów? Kto, oprócz garstki teoretyzujących zapaleńców, którzy mogą uzyskać poparcie społeczne na poziomie 1-2% głosów? Bo skoro “w Polsce nie ma partii prawdziwie liberalnej”, to może być mowa tylko o czystym, nieskażonym liberalizmie. Nie sądzę, aby ci narzekający w istocie za czymś takim się opowiadali. A jakiej partii chcą z kolei ci, którzy chcą nowej partii liberalno-lewicowej? Jaki będzie ona miała program i kto będzie jej Marianne, wiodącą lud na barykady? Może jednak czas na opamiętanie?
Schetyna robi pozorne ruchy, w istocie cały czas myśli jak pożreć Nowoczesną.
Nie pasuje ci Platforma, bo jest zbyt konserwatywna, nie ma sprawy – głosuj na Nowoczesną. Nie pasuje ci Nowoczesna, bo jest za bardzo lewicowa? Nie ma sprawy – głosuj na Korwina. Nie pasuje ci Korwin, bo to po prostu idiota? Ok, głosuj na PiS, Gowina lub Ziobrę – tam znajdziesz ukojenie. Żaden z powyższych ci nie pasuje, bo jest śmaki i owaki – głosuj na Razem, SLD lub Nowacką. W Polsce nie ma na kogo głosować? Czy może idzie o co innego? Może idzie o to, że każdy chce być przewodniczącym, prezesem czy innym bossem, bo ma rozbuchane ego, albo my, Polacy, musimy sobie po prostu zawsze ponarzekać?
Tak więc Schetyna czyha tylko, aby połknąć Nowoczesną i zrealizować swój plan zemsty na Petru, który wyrósł Platformie, niczym Judasz i odebrał PO ileś tam procent głosów. To nawet fajnie brzmi, ale tylko w sensacyjnej powieści z kategorii political fiction. W każdym, rozumnym działaniu, a zakładamy, że Schetyna jest gościem racjonalnym, musi być jakiś cel. Jaki cel miałby Schetyna, żeby zjeść na lunch Nowoczesną, skoro doskonale zdaje sobie sprawę, że tylko szerokim frontem można pokonać obóz władzy? Wie też, że skłócenie Opozycji, to prosta droga donikąd. Wie też, że część elektoratu nie będzie głosować na PO, bo ma awersję i że ta część może głosować na N. Po co zatem miałby niszczyć Nowoczesną? Czynić Platformie zarzut, że twardo broni swojej pozycji, mając 22-25% poparcia, negocjując z Lubnauer, która balansuje na progu wyborczym, to, moim skromnym zdaniem, chybiona narracja jest. Co powinna robić Nowoczesna w takiej sytuacji? Walczyć! Działać i nie popełniać błędów! Nie narzekać! Zdobywać zaufanie wyborców i poszerzać swój elektorat o te ugrupowania i ruchy, o których już wspomniałem, czyli o Barbarę Nowacką i ruchy obywatelskie, w tym kobiece. W ten sposób niech buduje swoją siłę, będąc coraz bardziej wymagającym partnerem dla dobra całej Opozycji. Bo nic tak nie robi dobrze dla dążenia do doskonałości, jak zdrowa konkurencja. Zdrowa, mówię, a nie chora. A co ma robić Platforma? Też budować swoją siłę, przede wszystkim pokazując spójny plan na Polskę po PiSie (najlepiej uzgodniony z Nowoczesną). Ale uwaga, mówiąc: zdrowa konkurencja, mam na myśli zachwalanie siebie, ale nie deprecjonując partnera. Czyli mówić trzeba: nasza partia proponuje to i to, a nie: nasza partia proponuje to i to, a nasz partner jest be, bo proponuje co innego. Tylko pozytywną narracją o sobie można zdobywać głosy, nie odwrotnie.
Jeśli wyborcy nie zobaczą tego spójnego planu, swoistej wizji, którą w ślad za Olechowskim nazywam V RP, wszystko pójdzie na marne. Grzanie tematu nagród, premii i Misiewiczów przestanie kiedyś działać, a wtedy będziemy mogli sobie wszyscy znowuż tylko ponarzekać i powiedzieć: “Wszystko źle, a było tak blisko”.
Good night and good luck Państwu.