Gdybyśmy mieli do czynienia z Prezydentem szanującym akt prawny, którego zobowiązał się przestrzegać, drogę do zmiany Konstytucji mamy dokładnie opisaną w rozdziale XII i nie trzeba tutaj wyważać otwartych drzwi, ani odkrywać na nowo Ameryki. Gdybyśmy mieli takiego Prezydenta. Ale przecież nie mamy. Prezydentem RP jest prawnik, który połamał Konstytucję co najmniej trzykrotnie. Co za różnica łamać ją dalej? Dla Prezydenta jak widać żadna. Tymczasem art. 235 Konstytucji mówi wyraźnie:
ZMIANA KONSTYTUCJI
- Projekt ustawy o zmianie Konstytucji może przedłożyć co najmniej 1/5 ustawowej liczby posłów, Senat lub Prezydent Rzeczypospolitej.
- Zmiana Konstytucji następuje w drodze ustawy uchwalonej w jednakowym brzmieniu przez Sejm i następnie w terminie nie dłuższym niż 60 dni przez Senat.
- Pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie Konstytucji może odbyć się nie wcześniej niż trzydziestego dnia od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy.
- Ustawę o zmianie Konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
- Uchwalenie przez Sejm ustawy zmieniającej przepisy rozdziałów I, II lub XII Konstytucji może odbyć się nie wcześniej niż sześćdziesiątego dnia po pierwszym czytaniu projektu tej ustawy.
- Jeżeli ustawa o zmianie Konstytucji dotyczy przepisów rozdziału I, II lub XII, podmioty określone w ust. 1 mogą zażądać, w terminie 45 dni od dnia uchwalenia ustawy przez Senat, przeprowadzenia referendum zatwierdzającego. Z wnioskiem w tej sprawie podmioty te zwracają się do Marszałka Sejmu, który zarządza niezwłocznie przeprowadzenie referendum w ciągu 60 dni od dnia złożenia wniosku. Zmiana Konstytucji zostaje przyjęta, jeżeli za tą zmianą opowiedziała się większość głosujących.
- Po zakończeniu postępowania określonego w ust. 4 i 6 Marszałek Sejmu przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej uchwaloną ustawę do podpisu. Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.
Koniec, kropka.
Cała więc gra z referendum w sprawie zmian w Konstytucji (tak trzeba tę sprawę nazywać, bo nie będzie to Referendum konstytucyjne), jest z pozoru pustą grą, skoro rzucona przez Prezydenta kolejność nie rodzi żadnych, ale to żadnych skutków prawnych. Ale to tylko pozory. Andrzej Duda myśli zapewne tak: moja popularność spada, suweren staje się coraz mniej liczny, za to gorszego sortu przybywa. Do tego bezpieczne dla mnie państwo PiS, które obiecał mi prezes, chwieje się w posadach, niczym pochyła brzoza na wietrze (no, może wierzba byłaby lepszym przykładem). I ten Tusk jeszcze na dodatek! Szanse na reelekcję coraz mniejsze, za to na Trybunał Stanu – owszem jak najbardziej. Cóż więc robić mam?
Wpadł więc Prezydent na pomysł referendum, które ma być obroną i swoistym dowodem łagodzącym w nabierającym z każdym miesiącem coraz realniejszych kształtów procesie przed Trybunałem. Plebiscyt, w którym udałoby się uzyskać wymaganą frekwencję i do tego wynik zgodny z makiawelicznym planem Prezydenta, byłby mocnym alibi w oczach głowy państwa. Mógłby wtedy bronić się, argumentując, że przecież większość narodu chce zmiany i uważa obecną Konstytucję za złą. A jeśli jednocześnie uda się zdobyć parę punktów w sondażach, tym jeszcze lepiej. Duda zdaje sobie bowiem sprawę także z tego, że tym razem musi mieć mocniejszą pozycję nie tylko w starciu z kontrkandydatem, ale przede wszystkim w cichej rozgrywce z Kaczyńskim. Przejście z przedsionka gabinetu do jego środka wymaga mocniejszej broni niż dotychczas. Pełnienie roli biernego pióra rządu oraz I narciarza RP nie jest i raczej nigdy nie było odpowiednio wysoko oceniane przez naczelnika. Mimo, że dla niego nieodzowne.
Ale referendum jest gorącym kartoflem rzuconym do ogródka PiS. Naczelnik wymyślił sobie bowiem prostszy sposób obchodzenia Konstytucji i zmiany ustroju bez wymaganej większości 3/5 posłów. Sposób to dużo bardziej pewny, bo wiadomo przecież, że suweren fałszywy jest i potrafi naczelnikowi zrobić kuku, jak to było w 2007 roku. Prezes pamięta to doskonale. Lepiej jest zatem ustawami przepychanymi większością bezwzględną opanować najpierw Trybunał Konstytucyjny, a następnie krok po kroku także w drodze ustaw zmieniać ustrój. Pewniejsze to i bardziej skuteczne. Stąd inicjatywa Prezydenta spowodowała taki popłoch w stadzie. Jeśli jednak Prezydent będzie forsował swój pomysł, a będzie, PiSowi coraz trudniej przyjdzie tłumaczyć suwerenowi dlaczego nie popiera Prezydenta. Zwłaszcza, że przecież nosiło go błogosławione łono matki i karmiły go jej święte piersi. PiS, mówiąc krótko, będzie miał coraz większą zagryzkę i w końcu będzie musiał poprzeć referendum. Oczywiście, że najlepszym terminem będzie termin wyborów samorządowych, bo to daje nadzieję na najwyższą frekwencję wyborczą. W tym kontekście nikogo z obozu władzy nie będzie obchodzić, że koszt referendum to ponad 100 mln złotych i że za tę kwotę można by zbudować ze 100 żłobków, przyczyniając się do zwiększenia dzietności narodu. Nie szkoda róż, gdy płonie las.
Przy okazji Prezydent wrzuca rządowi kolejne zgniłe jajo w postaci decyzji w sprawie referendum szkolnego. Może nauczycielska dłoń małżonki ma tu jakieś znaczenie? Rząd będzie miał jednak problem jak wytłumaczyć brak zgody na referendum szkolne, gdy to drugie trzeba będzie jednak poprzeć? Na szczytach władzy toczyć się musi fascynująca gra. Do czterech głównych ośrodków, o których pisałem w poprzednim tekście, dołącza właśnie piąty. Przy czym słowo fascynująca należy traktować z odpowiednią dozą ironii. W każdym razie ciekawym bardzo jestem jak się to wszystko rozwinie i już zacieram dłonie me.
A jak powinna zachowywać się opozycja w tej sprawie? Jestem przekonany, że zarówno Platforma jak i pozostałe partie wiedzą to doskonale. Ja mogę jedynie zasugerować, że:
1.
Z wandalem, który porysował nam samochód nie prowadzi się rozmów na temat tego czy wandal ów ma nam dalej rysować auto gwoździem większym czy mniejszym. Prezydent łamie Konstytucję od samego początku objęcia urzędu, a pewne zasady są oczywiste. Przyjmując się do pracy podpisujesz regulamin, godzisz się na określone normy i obowiązki związane z tą pracą. I jeśli łamiesz ten regulamin, pracodawca ma prawo cię zwolnić. Dlaczego w stosunku do Andrzeja Dudy ma to działać inaczej?
2.
Warunkiem jakichkolwiek rozmów na temat zmian w Konstytucji jest uznanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego, przyjęcie ślubowań od 3 sędziów prawidłowo wybranych przez poprzedni Sejm i odwołanie bezprawnie namaszczonej na prezes TK Julii Przyłębskiej. To są warunki sine qua non, bez których wara, droga opozycjo, od jakichkolwiek rozmów.
3.
Obecnie obowiązująca Konstytucja jest wynikiem trudnego kompromisu pomiędzy lewicową, a prawicową wizją Polski. Pamiętam dobrze wszystkie dyskusje na temat kształtu ustrojowego Polski, czy ma być to ustrój parlamentarno-gabinetowy, czy prezydencki. Pamiętam też, że wtedy Konstytucję krojono pod Lecha Wałęsę, dążąc do tego, aby Prezydent nie miał zbyt dużej władzy. Dzisiaj pod kogo będziemy szykować ustrój Polski? Pod Jarosława Kaczyńskiego, czy Prezydenta Tuska? Konstytucja, owszem, wymaga pewnych drobnych korekt, ale powinno robić się to wzorem USA, w postaci poprawek do Konstytucji, a nie wywracania wszystkiego do góry nogami.
4.
Obecny Prezydent nie jest Prezydentem wszystkich Polaków, co sam przyznał niedawno. Andrzej Duda serwilizm wobec środowiska politycznego, z którego wyszedł, podniósł do rangi absurdu, co można bardzo łatwo zweryfikować sięgając po oficjalne dane ze strony internetowej Prezydenta RP. Można tam bez problemu porównać prezydenturę Bronisława Komorowskiego z obecnym mieszkańcem Pałacu. A dane są jednoznaczne:
Bronisław Komorowski (60 miesięcy urzędowania) – zgłoszonych 29 ustaw, zawetowane 4 ustawy, skierowanych do TK 17 ustaw.
Andrzej Duda (24 miesiące urzędowania) – zgłoszonych 8 ustaw, zawetowane 2 ustawy, skierowane do TK 3 ustawy.
Rozumiem, że sezon narciarski jest długi, ale to w końcu sam Andrzej Duda zarzucał poprzednikowi, że nic nie robi, ino strzeże żyrandol.
5.
Na koniec rozważań warto na pewno przypomnieć projekt Konstytucji PiS, który został ukryty przed wyborami w 2015 roku. W praktyce jest on wdrażany krok po kroku ustawami z oczywistym naruszeniem obowiązującej Konstrukcji.
Główne założenia tego projektu są następujące:
1. Zmiana państwa świeckiego na państwo wyznaniowe.
2. Prezydent może rządzić dekretami.
3. Dopuszcza się zawieszenie obowiązywania Konstytucji.
4. Prezydent może odmówić powołania Premiera lub Ministrów kierując się własną oceną.
5. Konstytucja znosi cywilną kontrolę nad armią, a jej zarządzanie powierza Ministrowi Obrony.
6. Konstytucja znosi zapisy dotyczące swobód obywatelskich, wolności sumienia i wolności światopoglądowej.
7. Do Konstytucji wpisywany jest zakaz aborcji.
8. Wprowadza się przymusowe zabiegi dla osób chorych.
9. Władza publiczna nie będzie regulowała prawnych spraw dotyczących par nie pozostających w związkach małżeńskich.
10. Konstytucja zakłada podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości władzy wykonawczej.
11. Wprowadza się powoływanie „sędziów na próbę” przez Prezydenta z możliwością ich odwoływania.
12. Wprowadza się jednoinstancyjność orzeczeń sądowych.
13. Wprowadza się ograniczenie prawa własności, które ma służyć „dobru wspólnemu”.
14. Konstytucja zakłada budowę państwa centralistycznego oraz ograniczenie kompetencji samorządów zarówno terytorialnych jak i zawodowych.
Czy to państwu coś przypomina? Bo mnie jak najbardziej.