Do tego stołu usiąść musi prezydent, rząd, opozycja, sędziowie, adwokaci, mecenasi i radcowie prawni oraz wszyscy inni, którzy mają związek z szeroko rozumianym środowiskiem prawnym. To musi być konsensus zawarty między wszystkimi stronami – inaczej zawsze będziemy mieć do czynienia z hucpą.
Dziś wiemy i zawsze o tym wiedzieliśmy, że presja społeczna na polityków ma sens, niezależnie od barw politycznych. W przypadku obecnego obozu władzy także niezależnie od słów prezydenta na temat Opozycji, które w jego ustach były delikatnie mówiąc nie na miejscu. Panie prezydencie, Opozycja nie destabilizuje państwa, jak był to pan uprzejmy powiedzieć, państwo destabilizuje obecny obóz władzy.
Nie dajcie się zwieść tym dwóm wetom. To żadne wybicie się na niepodległość – to tylko boks w kisielu pomiędzy Dudą a Ziobro. Nic więcej. Nie wolno dać się zwieść pozorom, zrobić teraz prezydenta ojcem narodu, zapominając o wcześniejszym łamaniu przez niego Konstytucji. O nocnych nominacjach na sędziów i o całkowitej abdykacji w sprawie ustawy o Trybunale.
Mamy mu dziękować za to, że stanął po stronie standardów demokratycznego państwa? Za to, że nie wydał na Polskę wyroku, który bez wątpienia wykonałyby państwa Unii? Toż to jego obowiązek był! Nie dwa weta, a trzy! Tego trzeciego jeszcze nie ma, a przypomnieć trzeba, że uchwalona przez parlament ustawa o ustroju sądów powszechnych także ma poważne wady prawne, nie mówiąc już o jej prawdziwym sensie, czyli dalszym wpływie polityków na sędziów – tym razem w sądach powszechnych. Czym się oni różnią od sędziów Sądu Najwyższego? Jedni mają być niezależni, pozostali nie? Wetowanie dwóch ustaw, przy braku weta trzeciej ustawy, to wyjątkowy brak spójności decyzji. To tak jakby wyrzucić z talerza zepsute mięso i ziemniaki, ale zostawić zepsutą sałatkę.
Prezydent podjął decyzję nie dlatego, że spłynął na niego duch święty, ale dlatego, że przestraszył się gniewu Narodu. Nie suwerena, bo ten wszystko jest w stanie przyklepać co zrobi władza, tylko Narodu. To Naród, wychodząc na ulicę we wszystkich miastach, dużych i mniejszych, pokazał rządzącym: tu jest Polska.
PiS prezydentowi dał na stół niezły pasztet. Duda o tym wiedział od początku. Wiedział, że jeśli podpisze te ustawy zostanie ostatecznie złamany i zapisze się na kartach polskiej historii jako ten przysłowiowy Adrian. Czy Ambroży. Wiedział też, że to ostatni moment, aby się postawić Kaczyńskiemu, który go publicznie upokarzał nie raz. Postanowił pójść na zwarcie głównie z Ziobro, co niewątpliwie oznacza, że w tym obozie jest walka. Nie tylko o władzę, ale głównie o niewyobrażalne pieniądze. O te wszystkie miliardy ze spółek skarbu państwa, które mieszają się z pieniędzmi ze SKOKów oraz ze skarbca w Toruniu.
Od dawna wiadomo, że ten obóz władzy może tylko rozpaść się sam. I tylko sam. To jest właśnie symptom tej władzy: dwa lata rządów. Pierwszy rząd PiS trwał w latach 2005-2007, ten będzie trwał w latach 2015-2017. I zbieżność tych dat nie jest przypadkowa.
W każdej jednak sytuacji staram się szukać dobrych stron. W pewnym sensie współczuję prezydentowi (tyle, ile można współczuć komuś kto świadomie połamał polską Konstytucję) i zdaję sobie sprawę z tego jak trudne były to dla niego decyzje. Ktoś kto ma codziennie łamany kręgosłup moralny, musi naprawdę czuć wielki ciężar na swoich barkach. Potrafię to sobie wyobrazić, dlatego w sensie czysto ludzkim mogę mu ostrożnie pogratulować, zachowując jednak czujność, gdyż same weta jeszcze nic nie znaczą.
Nic jeszcze się nie stało. Nic się jeszcze nie skończyło. Nie wracajcie jeszcze do domów. Nie gaście świeczek, latarek i telefonów. Niech nadal świecą. Jeśli prezydent podpisze ustawę o sądach powszechnych, nic się de facto nie zmieni. Pozostałe dwa weta będą pustym gestem bez znaczenia.
Pozwólmy prezydentowi to zrozumieć, bo widać, że nie czuje istoty protestów.
To nie przejdzie, panie prezydencie.