Impulsem do jego napisania są wydarzenia ostatnich dni i tygodni, które każą mi zapytać siebie samego i każdego obywatela tego państwa z osobna – dokąd zmierza Rzeczpospolita? Śmierć Igora Stachowiaka z ręki sadystów w policyjnych, państwowych mundurach – “panów władza”, niepojęte zamykanie się przez państwo PiS na kwestię ludzi uciekających przed wojną, czynienie z polskich kobiet bezwolnych narzędzi do rodzenia dzieci w imię jednej tylko doktryny religijnej, czy wreszcie bezkarność bojówek ONR, które traktują żrącym płynem obrońców wolności słowa, czego przejawem jest prawo do przedstawienia artystycznego, czyli teatralnej sztuki. A to tylko mała cząstka tego, co z państwem, Rzeczypospolitą, wyprawiają politycy prawicy.
Cykl mój zaczynam od przypomnienia preambuły do Konstytucji, na którą przysięgał każdy z osobna poseł Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski Ziobry i Polski Razem Gowina. Przysięgał na nią też Prezydent w obecności Zgromadzenia Narodowego i obywateli. Przysięgali jej strzec, po czym podeptali ją w majestacie swoich urzędów, mając ją za bezwartościowe łajno.
KONSTYTUCJA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
z dnia 2 kwietnia 1997 r.
PREAMBUŁA
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
Tyle preambuła. Wytłuszczenia tekstu świadome.
Rozdział II Konstytucji traktuje o prawach i powinnościach obywateli RP.
Art. 30 mówi:
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela.
Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Art. 31:
Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.
Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych.
Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
Art. 32 dopełnia:
Wszyscy są wobec prawa równi.
Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Tymczasem Ustawa Zasadnicza traktowana jest przez rządzących jak zbiór opinii prawnych, które można dowolnie interpretować. Przy czym najwyżsi urzędnicy państwa są całkowicie bezkarni, łamiąc Ją niemal codziennie. Ale paradoks takiego postępowania jest głębszy, bowiem zwykły obywatel toczący spór w sądzie jest przez tenże sąd rozliczany z każdej czynności, a niech tylko spróbuje uchybić jakiemuś terminowi zawitemu, to koniec. Sprawę ma przegraną. Taki dualizm prawny czyni z obywatela podkategorię prawną, bo albo prawo dotyczy wszystkich, albo dajmy sobie luz i tyle.
To właśnie z Rzeczpospolitą zrobiła władza Zjednoczonej Prawicy. Nieważne w imię jakich wydumanych praw wyższych. Rządząca Polską władza czyni z Polski dziwaczny twór, mający w istocie suwerena w głębokim poważaniu.
A suweren milczy, dobrze mu z tym, kupiony comiesięcznym dodatkiem w postaci 500 złotych razy dziecko (z pominięciem pierwszego).
Ale odbiegam nieco od tematu. Dziś chcę pisać o prawie do wolnego wyrażania poglądów, w tym poglądów artystycznych. Sztuka jest od prowokowania. Patrząc na historię sztuki – w każdej jej epoce byli artyści, którzy prowokowali swymi dziełami. A prowokując, zmuszali do myślenia. Sztuka rządzi się swoimi prawami. Widz, słuchacz, odbiorca mówiąc krótko, samemu może decydować, co z danym obrazem, przedstawieniem, filmem czy książką zrobi – nie pójdzie do galerii, do teatru, do kina, przełączy kanał, czy po prostu kupi inną książkę. Ma wolny wybór.
Poruszyła mnie sprawa “Klątwy” z Teatru Powszechnego w Warszawie. Sztuka na motywach dramatu Wyspiańskiego w aktualnym, współczesnym wydaniu przez chorwackiego reżysera i dramatopisarza Olivera Frljića przygotowana i polskim widzom podana.
Na oficjalnej stronie Teatru czytam:
W momencie, w którym związek Kościoła i państwa wydaje się nierozerwalny, a władza organów kościelnych próbuje wpłynąć na funkcjonowanie świeckich instytucji oraz na decyzje jednostek, twórcy spektaklu sprawdzają, czy opór wobec tych mechanizmów jest jeszcze możliwy. Na ile katolicka moralność przenika podejmowane przez nas decyzje? Jak wpływa na światopogląd osób, które deklarują niezależność od Kościoła, a jakie konsekwencje posiada dla tych, którzy uważają się za katolików? A przede wszystkim: na ile sztuka współczesna jest zdeterminowana przez religijną cenzurę, autocenzurę i unikanie zarzutu o „obrazę uczuć religijnych”?
Spektakl wykorzystuje motywy z dramatu Wyspiańskiego do stworzenia wielowątkowego krajobrazu współczesnej religijności i areligijności. W ramach teatru, rządzącego się własną hierarchią oraz często wykorzystującego mechanizm podporządkowania i upokorzenia, twórcy zastanawiają się, czy wyzbycie się lęku przed władzą, a nawet samej władzy, znajduje się w zakresie ich możliwości.
Spektakl przeznaczony tylko dla widzów dorosłych.
Zawiera sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne. Wszelkie sceny przedstawione w spektaklu są odzwierciedleniem wyłącznie wizji artystycznej.
Nie widziałem tego przedstawienia i nie wiem czy obejrzę. Głównie z braku czasu, nie jestem częstym gościem w Warszawie. Nie o to zresztą idzie. Nie jestem krytykiem teatralnym, nie oceniam sztuki, czy gry aktorów. Piszę o czymś innym. Piszę o wolności wyrażania poglądów, zwłaszcza o swobodzie wypowiedzi artystycznej, do której każdy artysta ma święte prawo. Komu się ta wypowiedź nie podoba – nie kupuje biletu. Niby to takie proste i oczywiste.
Ale nie w Polsce.
W Polsce mamy do czynienia ze szczególnym traktowaniem sztuki w ramach “dobrej zmiany”. (A może adekwatniejszym stwierdzeniem będzie: podłej zamiany?). Minister Kultury celuje w tym wyjątkowo dosadnie – sam decyduje, co Polak ma oglądać, a od czego mu wara. Czasem, żeby ukryć swe stronnicze przekonania, korzysta z niby to niezależnych od rządu bojówek Obozu Narodowo-Radykalnego. Nie inaczej jest w przypadku “Klątwy”. Oto na spektaklu i tuż przed nim pojawiają się prawdziwi patrioci spod znaku falangi i zakazują wystawiania sztuki, a komu się to nie podoba, tego oblać można przecież żrącym płynem, jak to miało miejsce wczoraj.
Dzieje się to w asyście policji, ale nie słychać jakoś, żeby komuś wytoczono o to sprawę. Ta niemoc państwa jest znamienna, bo przecież nie ma problemu, aby zakatować na komisariacie skutego, bezbronnego chłopaka, ale rozprawić się z ruchem narodowym, to już problemem jest. A przecież Konstytucja wyraźnie określa, że zakazane jest istnienie organizacji odwołujących się do haseł ultraprawicowych i ultralewicowych.
Ale te organizacje są dla dzisiejszej władzy użyteczne. Wykonują dla niej całkiem istotną pracę. Służą za element odstraszający i cynicznie wykorzystywane są do prowadzenia destrukcyjnej polityki wewnętrznej i zewnętrznej.
Wszystko, co robią ruchy narodowe, to jest przemyślana koncepcja polityczna koalicji partii prawicowych, mająca za jedyny cel – utrzymać władzę za wszelką cenę.
Nawet za cenę deptania praw podstawowych każdego obywatela demokratycznego państwa prawa. Wiadomo kto przed kamerami telewizyjnymi, patrząc wprost w oko kamery mówił: Polska jest prawdopodobnie najbardziej demokratycznym państwem w Europie. Kłamał.