Ale przecież sport, zwłaszcza kopana piłka, budziła, budzi i budzić będzie emocje, bo to niby nudna dyscyplina (dwudziestu gości lata po trawie coś jakby bez sensu, do tego jeszcze jakieś idiotyczne spalone). U nas na dworze, między blokami z płyty, grało się zawsze bez spalonych i wyniki były konkretne. Dwucyfrowe z każdej strony. A przecież bramki, to kwintesencja tego sportu. Pod wszakże jednym warunkiem, że zdobywane będą one zgodnie z przepisami, zapisanymi ponoć na 100 stronach regulaminu. Skoro już ten spalony jest, to niech nie będzie tylko jednym ze sposobów wygrywania meczów w majestacie prawa, którego przedstawicielem na stadionie jest pan samotnie biegający po boisku. Ale o tym za chwilę.
Od lat zespołem budowanym konsekwentnie i z biznesowym mozołem jest Lech Poznań, i tak się składa, że wraz z Legią Warszawa są w Polsce najbliżej siebie jeśli idzie o budżet, zaplecze i ogólne możliwości. Nie dziwi więc, że rywalizacja między nimi to od dziesiątek lat gorący temat i zarówno w Warszawie, jak i w Poznaniu liczy się tylko mistrz kraju. Zrozumie to każdy, kto przyjdzie choć raz na Stary Rynek w Poznaniu, gdy drużyna świętuje zdobycie majstra.
Jako się rzekło, Legia nie jest lubiana także dlatego, że często w mocno kontrowersyjnych sytuacjach zdobywa trzy punkty, które czasem, w ogólnym rozrachunku, stają się trzema punktami na wagę tytułu mistrza. Nie zagłębiając się i nie przynudzając, sięgnę pamięcią tylko do dwóch lat wstecz.
Sezon 2015/2016. Pod koniec meczu napastnik Legii wyraźnie odpycha obrońcę Lecha na tyle mocno, że ten upada na własnym polu karnym, co ułatwia Legioniście zdobycie gola. Każdy to widzi i na stadionie, i w telewizorze, ale nie sędzia. Legia wygrywa mecz i zdobywa cenne 3 punkty zamiast 1.
Sezon 2016/2017. W samej końcówce meczu napastnik Legii jest na metrowym spalonym (to niedawny piłkarz Lecha). Zdobywa gola. Każdy to widzi, tylko nie sędzia. Legia zdobywa 3 punkty zamiast 1.
Zeszły tydzień. 86 minuta meczu, stan 1:1. Legia gra u siebie. Obrońca Lecha rozwiera ramiona, żeby pokazać, że nie zamierza atakować przeciwnika rękoma, co byłoby naruszeniem przepisów, ale w nienaturalny sposób podczas wyskoku jedno ramię zawisa na moment w powietrzu, a opadająca piłka muska dłoń Lechity. Nie ma w tym geście żadnego zamiaru, starcie ma miejsce w narożniku pola karnego i nie może przynieść żadnych korzyści Legii. Mimo to sędzia wskazuje na rzut karny. Legia wygrywa mecz, zamiast dzielić się punktami.
Polski świat piłkarski natychmiast podzielił się na dwie części; wygląda na to, że nie po równo, a raczej po stronie Poznaniaków, bo choć oczywistym jest to, że piłka spadając trąciła dłoń obrońcy, to jednak było to wynikiem sił grawitacji, które na Ziemi są czymś oczywistym. Zwolennicy Legii żadnej tutaj nie widzą kontrowersji, twierdząc twardo, że karny się należał i basta. Nie dziwi mnie to. Problem w tym, że komentatorzy i część sędziów byli i są zgodni, iż owszem piłka dotknęła ręki Lechity, ale gwizdanie karnego w takiej sytuacji było delikatnie mówiąc przesadą.
Sędzia meczu, który jakoś nie ma szczęścia do sędziowania tych starć, ograniczył się tylko do jednej interpretacji – ręka była ponad głową i koniec. Wapno się należało i szlus. Od pewnego czasu na polskich stadionach funkcjonuje system VAR, który ma być czymś na kształt challenge’u w siatkówce lub tenisie ziemnym. Te dyscypliny dawno już uporały się z błędami sędziów wprowadzając zasadę, jak na przykład w siatkówce, że to trener zgłasza challenge. W meczu Legii z Lechem pan sędzia nie chciał skorzystać z tego systemu, ograniczając się jedynie do kontaktu z wozem sędziowskim w celu potwierdzenia czy ramię obrońcy było ponad głową. Zapytałem na Twitterze gości z Ekstraklasy, po co na stadionach jest ten system, skoro sędzia ma go w głębokim poważaniu? A może wystarczyło podbiec do monitora, obejrzeć jeszcze raz ze spokojem wszystkie okoliczności sprawy, dać sobie kilka chwil na refleksję i po prostu wycofać się z tej decyzji…? Kibice i właściciele Legii od zawsze powtarzają, że są najlepsi w kraju. Dlaczego zatem nie udowodnią swoją grą i postawą, że to prawda? Na miejscu napastnika, który jeszcze sezon wcześniej strzelał gole dla Lecha, po zdobyciu bramki z metrowego spalonego, spaliłbym się ze wstydu i zażądałbym powtórzenia meczu. Wiadomo, że nie ma takiej możliwości, ale w sporcie, jak w polityce, gesty to rzecz ważna. Tyle tylko, że kibole Legii rozszarpaliby tegoż piłkarza na strzępy.
I tym sposobem dobrnęliśmy do polityki. Żyjemy dzisiaj w czasach, w których niemal wszystkie najważniejsze pojęcia stanowiące fundament człowieczeństwa, uległy erozji i degradacji niczym stal trawiona rdzą. Sędzia Marciniak pokazał nam się jako, nieświadomy zakładam, symbol polityki obozu władzy, który z uporem maniaka przeprowadza przez obie izby parlamentu ustawy, czyniące z Polski skansen w środku Europy, a następnie nie potrafi się z nich wycofać. Zresztą w sprawie nowelizacji ustawy o IPN PiS i spółki zakiwały się już tak głęboko, że wyjść z tego pata nie da się w żaden sposób, nie ponosząc dużych szkód. Pal licho szkody dla obozu władzy, najgorzej, że cierpi na tym Polska. Sytuacja jest bowiem taka, że cokolwiek nie zrobi Kaczyński, straci, co generalnie nie jest złą wiadomością. Gdy się wycofają, środowiska nacjonalistyczne zrobią z niego Żyda, co otworzy drogę Macierewiczowi do zagarnięcia tego elektoratu w upragnionej zemście na PiSie. Kaczyński rzecz jasna nie może sobie na to pozwolić. Dalszego trwania przy swoim nie zaakceptuje z kolei wolny świat i Europa, co pewnikiem przerzuci się na realną szkodę dla Polski. Nawet zagorzali zwolennicy PiS tego nie przełkną, zwłaszcza gdy poczują to w kieszeniach. Już nadchodzi podwyżka paliw i to wcale nie związana z cenami ropy na świecie czy wzrostami kursów walut, jak bywało za rządów poprzedników, a z powodu świadomego działania rządu, który rozpaczliwie szuka pieniędzy i to w czasach niewyobrażalnego tempa wzrostu PKB, jakiego ponoć nigdy nie było, oraz gigantycznych wpływów z VAT, niespotykanych w całej historii wolnej Polski. Skoro jest tak dobrze, po co rząd chce ściągnąć od ludzi kolejną kasę w postaci parapodatku? Nie stać go na sfinansowanie walki ze smogiem z tych cudownych wpływów do budżetu? Nawet suweren w końcu zacznie pytać: co, do cholery, jest? Zwłaszcza, że usłyszał właśnie o wielkich premiach, jakie urzędnicy rządowi i prezydenccy sobie wypłacili.
Patrząc na to wszystko, także analizując nowe sondaże, rzucę diagnozą następującą:
- Obóz władzy wie już doskonale, jaki może być (ostrożnie mówiąc) ich wynik wyborczy, zwłaszcza że i Nadarzyn był pewnym symbolem. Dlatego rozpoczął się okres gigantycznego pompowania pieniędzy do wszystkiego, co ma związek z władzą. Idzie o to, aby przez te niecałe dwa lata uzbierać jak najwięcej po to, by przetrwać w opozycji kilka kolejnych lat bez rozłamu. A co scala najlepiej, jeśli nie kasa?
- Opanowanie sądów i Trybunałów wcale nie służy pokazowym igrzyskom. Wepchnięcie wszędzie gdzie się da “niezawisłych sędziów” ma służyć zabezpieczeniu siebie i swoich pozycji. Sprawy takie jak Stanisława Gawłowskiego będą ciągnąć się aż do 2019 roku, umiejętnie podsycane dla zatuszowania kolejnych afer i wpadek władzy. Kaczyński doskonale wie, co jest pewną słabością liberalnej demokracji — liczy na to, że sprawy utkną w wyniku niekończących się dyskusji i sporów, czy można zbudować nowy ustrój idąc na skróty.
To dobry moment na przejęcie inicjatywy przez Opozycję. Taktyka “czekajmy cierpliwie, PiS będzie się wykańczał sam” zaczyna przynosić efekty. Jeśli nie będziemy Opozycji pozwalać, aby spoczęła na laurach, naciskając i żądając jeszcze większej pracy, plan wygrania wszystkich czterech wyborów wcale nie jest nierealny. Dwa warunki najważniejsze muszą się jednak spełnić — Opozycja musi się zintegrować i pokazać dokładny, realny plan, jak ma wyglądać Polska po PiSie. Za słowami Andrzeja Olechowskiego powtarzam od kilku miesięcy: dajcie Polakom wizję V RP!
Jakiś czas temu natknąłem się w mediach społecznościowych na pewien obrazek, którym jest fotografia tabliczki na drzwiach. Napis na tabliczce głosi: “drzwi proszę pchnąć do siebie”. Szybko pozwoliłem sobie go skomentować w ten oto sposób: to najkrótszy opis polityki PiS, jaki można sobie wyobrazić. I rzeczywiście, bardziej zwięzłego nie spotkałem.
Good night and good luck Państwu.